Nostalgia za przeszloscia

Àëëà Ïîëüñêàÿ
NOSTALGIA ZA PRZESZLOSCIA


Bylo lato, pierwszy dzien, odkad wyslalem rodzine na wczasy, a sam z poczuciem samotnosci i pustki duchowej, wracalem z pracy do domu, rozmyslajac nad tym, czym by sie tu zajac sie w wolnym czasie.

Wyszedlem z metra i zatrzymalem sie na chwile, w tlumie mignela mi znajoma meska twarz. To byl moj sasiad Gienka. Siwizna i zmarszczki oczywiscie zrobily swoje, ale to wciaz by;a ta sama twarz ze stale usmiechnietymi oczami.

Spotkalismy sie, dawni sasiedzi, i objelismy sie jak bliscy sobie ludzie.
— Boze moj, ile to juz lat sie nie widzielismy — powiedzialem.
— Ile?.. no juz prawie czterdziesci — powiedzial Giena. — chociaz mieszkamy w jednym miescie. Ale trzeba przyznac, ze sie zmieniles, wyrosl z ciebie solidny facet. Co s;ychac?

— No, ja cie tak po prostu nie wypuszcze — powiedzialem. — Idziemy do mnie, bez dwoch zdan! Chodz, zobaczysz, jak zyje. To tylko dwa kroki stad...
Zajeci rozmowa nie zauwazylismy, kiedy doszlismy do mojego bloku, weszlismy do klatki i wjechalismy na osme pietro.

— Saszka, mieszkanie masz super, zyjesz jak krol, od samego przedpokoju, ledwo zamkniesz drzwi — powiedzial z zachwytem Giennadij.— Trzeba przyznac, ze ja tez niezle sie urz;dzilem, mam nadzieje, ze tez mnie kiedys odwiedzisz.

Od razu nakrylem stol. Na szczescie zona przed wyjazdem zadbala o to, zeby bylo co zjesc. Cos do wypicia tez sie znalazlo. Wspomnienia, ktore nagle naplynely, nie dawaly nam spokoju. Zdawalo sie, ze to bylo ledwie wczoraj.

— Tak, czas leci, Giena, nawet nie zauwazylem, kiedy sie zestarzalem — powiedzialem z jakas nostalgia za dawnymi czasami. Ludzie tez sie zmienili, nikt nie chce nikogo znac, wszyscy rozjechali sie po swiecie, to tu, to tam... A niektorzy z naszych odeszli na zawsze.

— Mieszkania sa teraz duze, przestronne, lozka szerokie, a my coraz bardziej i bardziej oddalamy sie od siebie — rzeklem. — Marzylismy kiedys z zona o sypialni i o szerokim lozku. Potem to wszystko oczywiscie sie pojawilo, a my bylismy coraz dalej i dalej od siebie. A taka byla milosc, nie moglismy sie oderwac jedno od drugiego. Ech...

Napelnilismy kieliszki, stuknelismy sie. — Za spotkanie! — wymowilismy jednym glosem z bylym sasiadem. Giennadij wypil kieliszek i odezwal sie: — No a wczesniej jak bylo: komunalki i malutkie pokoiki, w ktorych gniezdzila sie cala rodzina. Jeden zawsze zawadzal drugiemu. Ludzie klocili sie i godzili, a jakiez zainteresowanie okazywali sobie nawzajem... Wszyscy wiedzieli wszystko o wszystkich...

— Pokoje rzeczywiscie byly niewielkie, kuchnie wspolne, a sypialnie... ktoz je wtedy mial — powiedzialem. — Dobrze to czy zle, ale wlasna przestrzen kazdego czlowieka byla w jakims stopniu naruszana. Za to nawet w takiej ciasnocie wszyscy byli sobie blizsi i bardziej serdeczni wobec siebie.

— Przypomnij sobie — odezwalem sie znowu — prawie u nikogo nie bylo szerokiego lozka jak teraz, ale bylo na czym sie oprzec. Lozka robili wtedy nie z byle czego, ale z prawdziwego metalu, na wieki. Czlowiek kupowal je raz i cieszyl sie nim przez cale zycie, a potem takie swiete miejsce przejmowalo w spadku nastepne pokolenie.

— No tak, na jednoosobowym wystarczalo miejsca i dla meza, i dla zony — ciagnal Giennadij. — Rodziny trzymaly sie mocno. Zycie kipialo od rana do wieczora. Ludzie klocili sie ze soba, krzyczeli, dochodzilo nawet do rekoczynow, ech, czego tylko nie bylo, a juz nastepnego dnia ida pod reke niczym kochankowie.

— Jak to u nas mowia, w ciasnocie, ale w zgodzie. Poklocisz sie, a w nocy i tak nie masz dokad pojsc, w miescie stodoly brak, tam, jesli sie uda, mozesz co najwyzej pojsc do sasiadki — zartuje — powiedzialem. — A potem same problemy, a komu to potrzebne, powiedz sam.

— Jak dobrze bylo kiedys, maz i ;ona to rzeczywiscie byla jednosc, nie sposob bylo ich rozdzielic. W dzien sie rozstawali, lecz w nocy znow byli razem. Najwazniejsze, ze nigdzie nie mogli od siebie uciec: z jednej strony sciana, a z drugiej — zona. Przytulicie sie do siebie i jest dobrze jak w raju — powiedzial Giena z taka radoscia, jak gdyby wybieral sie do tego raju juz teraz.

— Na przyklad Locha z drugiej klatki — ciagnalem dalej — kupil nowe szerokasne lozko, a przy pierwszej probie wytrzymalosci ono sie rozpadlo. A ich sasiadka nadawala na nich: co to bylo, mowi, co to bylo, dopiero co zasnelam, a tu, mysle, dom sie wali. Najpierw jakies straszne skrzypienie, potem trzask, a potem trach — jakby jakis wybuch w domu — ze strachu wybieglam na ulice w samej koszuli nocnej.

— No tak, teraz wszystko robia na kilka lat, zeby wyciagnac wiecej pieniedzy od ludzi, grunt, zeby gwarancja sie skoczyla, a potem rob, co chcesz, wiec specjalnie nie zaoszczedzisz, ciagle trzeba kupowac cos nowego — dawal upust swojemu niezadowoleniu Giena.

— Wiesz co, ostatnim razem poklocilismy sie z zona przez glupote, przyjaciel wzial kredyt, a ja poreczylem za niego — wyznalem. — Zona na mnie krzyczy: tylko ktos niedorobiony mogl to zrobic. Chwala Bogu, wszystko skonczylo sie dobrze, a ja teraz we wlasnym domu jestem jak dyplomata, na starosc wreszcie do mnie dotarlo, jak trzeba postepowac z zona; na wszystko sie zgadzam, mowie, kochanie, musze przyznac, ze ty zawsze masz racje pod kazdym wzgledem, no wybacz mi, glupiemu...

W ogole mysle, ze zawsze trzeba przeprosic kobiete, ma racje czy nie ma, co za roznica, lepiej przepros i twoje zycie od razu stanie sie lepsze: i nakarmi cie, i napoi, i do spania ulozy. Jesli nie masz pieniedzy na prezenty, to zastap je dobrym slowem, ono tez ma swoja wartosc.

— Mojej dobre slowo nie pomoze — powiedzial Giena. — Od razu powie, czemu sie podlizujesz, pewnie czegos potrzebujesz, Nataszce m;; caly czas przynosi prezenty, a ona sie chwali, patrzec na nia nie moge.

— Kazdy ceni swoja przestrzen i nie zauwaza, jak oddala sie nawet od kochanych i bliskich mu ludzi, nie mowiac juz o sasiadach, przyjaciolach... Krewni nie widza sie latami, a jesli juz to tylko na weselach i pogrzebach. Dzieci rozjechaly sie po swiecie, zostawiwszy swoich rodzicow samych na starosc. Teraz modne jest kontaktowanie sie przez Skype’a — kto by mogl pomyslec, ze tak bedzie — wycedzilem z gorycza.

Rozmawiajac, nie zauwazylismy, kiedy oproznilismy pollitrowke. Sciemnialo i czas bylo sie rozstac.
— Podsumowujac nasze spotkanie i rozmowe — ciagnal moj gosc — bylo ciasno, bez dwoch slow, a jeszcze ciagle przyjmowalismy gosci, bylo wesolo i nikt nikomu nie przeszkadzal, drzwi prawie sie nie zamykaly...

Pozegnawszy sie, umowilismy sie, ze od czasu do czasu bedziemy sie spotykac. „Byli sasiedzi, a jak sie okazalo, bliscy i drodzy sobie ludzie” — pomyslalem. Roznie bywalo, i smutno, i wesolo, ale zawsze bylismy sobie bliscy i to prawda, choc byc moze ktos sie ze mna nie zgodzi. Nie zrozumie tego zwlaszcza mlode pokolenie, ktore nie doswiadczylo naszego zycia w komunalkach, za to temat ten jest bliski starszemu pokoleniu.

Zycie sie zmienilo. Wiele stracilismy i niemalo zyskalismy, ale nostalgia za minionym zyciem wciaz niepokoi nasze serca, cofajac nasza swiadomosc do przezytych lat.

17.09.2016 r.
A;;a Polskaya
AP (wersja oryginalna – ru)