Cebula

Àëëà Ïîëüñêàÿ
CEBULA
 
— Chinczycy chca kupowac w Polsce cebule i dostarczac ja francuskiej gastronomii — powiedziala z zachwytem moja asystentka, gdy tylko zjawilam sie w progu naszego biura.
— I co? — zapytalam.
— Ale nie maja wiz — odpowiedziala Marta — a chcieliby przyjechac od razu.

— Prosze wiec skontaktowac sie z naszym agentem w Paryzu, moze nawet trzeba bedzie mu zlecic nadzorowanie dostawy — powiedzialam, zwracajac sie do pracownicy. — A Chinczykom prosze napisac, zeby przyslali dane potrzebne do wyrobienia wizy — zarzadzilam i weszlam do swojego gabinetu.

„Towar trzeba bedzie obejrzec na miejscu, bo potem zadnych reklamacji nie przyjmiemy”, pomyslalam, „i koniecznie trzeba wpisac to i jeszcze pare innych kwestii do umowy”.

Nie minely dwa tygodnie od wyslania zaproszenia do Chin, gdy zjawili sie goscie.
— Dzien dobry — odezwal sie gosc w lamanym jezyku rosyjskim z miekkim chinskim akcentem — jestesmy juz w Warszawie, jest nas czworo, jedziemy wlasnie do panstwa do Krakowa, a jutro z samego rana chcielibysmy sprawdzic towar u producenta pod wzgledem ilosci i jakosci. Do jutra — zabrzmialy jego slowa i telefon sie rozlaczyl.

Jak na zlosc moj kierowca zachorowal i musialam skorzystac z uslug poleconego, lecz nieznanego mi czlowieka. Ustaliwszy wczesniej cene za jego uslugi, pojechalismy do hotelu po chinskich klientow i dwoma samochodami udalismy sie w Kieleckie, gdzie czekal na nas wlasciciel plantacji.

Trzeba powiedziec, ze region kielecki slynie w Polsce miedzy innymi z uprawy czystych ekologicznie warzyw. Sa tutaj doskonale warunki naturalne, zadbane pola, a przede wszystkim ludzie kochajacy swoja ziemie i z zachwytem opowiadajacy gosciom o swojej umeczonej i jednoczesnie, jak sami mowia, swietej ziemi.
               
Droga z Krakowa do wsi Wymyslowo zajmuje okolo dwoch godzin. Byla sloneczna pogoda z lekkim wiaterkiem, ktory nawiewal swieze powietrze przed otwarta boczna szybe samochodu. Tego dnia ruch na trasie nie byl szczegolnie natezony, moglismy wiec wszyscy rozkoszowac sie pieknem letniej pory oraz wspanialymi widokami z pasmami wiekowych drzew, pagorkami, piaszczystymi i skalnymi gruntami, jakie przemykaly przed naszymi oczami.

Wszystkim towarzyszyl dobry nastroj zapowiadajacy niezle interesy. W trakcie rozmowy nie zauwazylismy, kiedy samochody zjechaly na zwykla gruntowa droge prowadzaca do wsi Wymyslowo. Droga ta byla niezwykle piekna, po obu jej stronach rosly stare masywne lipy. A na koncu drogi jak na dloni widac bylo cala wies.
Podjechalismy do domu, jaki wyroznial sie na tle innych domow swoja nowoczesna architektura.

Na nas juz czekali. Przywitalismy sie i gospodarz, pan Andrzej Kowalski uprzejmie zaprosil gosci do sali negocjacyjnej, w ktorej, jak u nas przyjeto, goscinnie nakryto stol: herbata, kawa, slodycze... Potem odbyla sie prezentacja stron i stopniowo przeszlismy do konkretnych rozmow.

W trakcie rozmow zupelnie nieoczekiwanie i bez zaproszenia zjawil sie nasz kierowca, pan Zbyszek, ktory z profesjonalnym wyrazem twarzy usiadl w koncu stolu i bez zazenowania poczestowal sie herbata i ciastkiem.
Nie zwracajac na niego uwagi, rozmawialismy o transakcji, o mozliwosciach stalych rocznych dostaw cebuli do Francji dla chinskich restauracji, omawialismy wszystkie szczegoly dostawy, tresc umowy, ogledziny towaru, prowadzilismy po prostu normalne negocjacje handlowe.

Goscie z Panstwa Srodka caly czas szczebiotali w swoim jezyku, ciagle naradzali sie i wymieniali spojrzenia miedzy soba. Nie znalismy ich jezyka, wiec nie odrywalismy oczu od ich twarzy, starajac sie odgadnac, w jakim sa nastroju — dobrym czy zlym.

Po pewnym czasie udalismy sie wszyscy do magazynu, gdzie chinscy kupcy obejrzeli towar, jeden z nich wzial cebule i poprosil o jej przekrojenie na pol. Cebula byla po prostu doskonala — jak to mowia, cebula jak sie patrzy. Swietna jakosc wywolala usmiech na twarzach potencjalnych klientow i po obejrzeniu towaru udalismy sie do sali negocjacyjnej, aby sporzadzic dokumenty kontraktowe.

Podczas naszej nieobecnosci nowo objawiony szofer nie opuszczal swojego miejsca i zdawalo sie, ze bardzo uwaznie przysluchuje sie kazdemu slowu uczestnikow transakcji. Szczerze mowiac, nie podobalo mi sie to, ale z jakiegos powodu niezrecznie bylo wyprosic go przy wszystkich, podczas gdy on przez caly czas cos zul i pil — a to kawe, a to herbate. Jednak tego, jakie beda skutki jego obecnosci podczas negocjacji, nie moglam sobie wyobrazic.

Po ustaleniu wszystkich szczegolow i wymianie dokumentow udalismy sie w droge powrotna do Krakowa. Tam pozegnalismy sie z naszymi chinskimi kontrahentami, ktorzy tego samego dnia polecieli z Krakowa prosto do Paryza.

Zgodnie z umowa transport cebuli zostal wyslany do Paryza w ustalonym czasie, po otrzymaniu przedplaty.
Rowno tydzien po wysylce towaru rozbrzmial telefon. Dzwonil nasz francuski partner: — Czesc, tutaj Pierre Gorchevski.
— Mamy problemy — powiedzial nerwowym glosem.
— Co sie stalo? — zapytalam.
— Chinczycy odmawiaja odebrania cebuli, mowia, ze jest za malo soczysta, przesuszona, ze siatki z cebula sa rozerwane. Albo zadaja przeceny towaru o 50% — dodal Pierre.

— Koszmar — wymowilam z trudem i mimowolnie opadlam na krzeslo, ciagnac dalej — przewidzielismy doslownie wszystko, pomieszczenie z towarem zostalo zaplombowane i opieczetowane nasza firmowa pieczecia do chwili zaladunku. Zaladunek byl calkowicie kontrolowany przez naszych pracownikow.
— Prosze mi nie przerywac i posluchac mnie uwaznie — zwrocilam sie do naszego partnera.

—A wiec tak — kontynuowalam — towar przeszedl kontrole sluzb weterynaryjnych i celnych, a potem TIR zostal zapieczetowany przez celnikow. Nasi goscie najprawdopodobniej zjawili sie u nas w zupelnie innym celu.
— Co pani ma na mysli — zapytal Pierre.

— Wydaje mi sie, ze sprawa zupelnie nie w cebuli — powiedzialam. — A na dodatek, jak widzisz, probuja zarzucic nam kiepska jakosc dostarczanego produktu, mimo ze to nieprawda. Dobrze, na razie musimy zorientowac sie w tym wszystkim, a pan, Pierre, niech wybada wlasnymi kanalami, jak to bylo naprawde.

— Rozumiem, postaram sie jak szybko i sprawnie wyjasnic sytuacje — odpowiedzial.
Po tej ostatniej rozmowie kontaktowalismy sie co jakis czas telefonicznie i oto pewnego dnia... telefon z Paryza.

— Teraz wszystko jasne —powiedzial emocjonalnie Pierre. — Cebule po prostu sobie wymyslili, aby miec tani produkt, a ich glownym celem bylo otrzymanie rocznych wiz, ktore pani im zalatwila. Poniewaz kontrakt zostal zawarty na roczna dostawe, potrzebowali go zerwac, wymyslili wiec, ze jakosc cebuli jest kiepska, liczac przy tym na to, ze uda im sie odzyskac 50% wartosci towaru.

— Dziekuje, Pierre, co za bezczelnosc, teraz rozumiem — powiedzialam. — Przekaz Chinczykom, ze jesli nie przestana nas szantazowac w zwiazku z ta dostawa, zwroce sie do odpowiednich organow w sprawie anulowania rocznych wiz, ktore im zalatwilismy, i to ze wszystkimi uzasadnionymi dowodami.

— OK, do uslyszenia — powiedzial Pierre i obiecal, ze sprawa zostanie zalatwiona jeszcze tego samego dnia. Kilka dni pozniej rzeczywiscie otrzymalam od Chinczykow dokumenty, ktore umozliwily anulowanie kontraktu i zamkniecie kwestii dostaw cebuli do Francji.

Zajelam sie innymi sprawami i powoli zaczelam zapominac o niefortunnym kontrakcie. Lecz nagle, nieoczekiwanie zadzwonil telefon. — Tu Zbyszek, kierowca, pamieta pani, wozilem pania i Chinczykow w zwiazku z cebula.
— A o co chodzi, dlaczego pan do mnie dzwoni, rozliczylam sie przeciez z panem zgodnie z umowa — odpowiedzialam.

— Rozliczyla sie pani ze mna tylko za przejazd — powiedzial Zbyszek — ale jest mi pani winna prowizje za kontrakt, bylem obecny podczas negocjacji, a to oznacza, ze nalezy mi sie 2% za posrednictwo. Kontrakt zawarto na rok, wiec wychodza niezle pieniadze — zakonczyl triumfalnie swoja fraze.

To byl najzwyklejszy szantaz! Zachowalam zimna krew i powiedzialam: — Prosze miec na uwadze, ze nie jestem teraz sama, tutaj sa ludzie, ktorzy slysza nasza rozmowe.

— Niech slysza —odrzekl ze zloscia szofer.
— Wie pan, tak w ogole, to ciesze sie, ze pan dzwoni, to znaczy, ze moge pana uwazac za swojego partnera w sprawie dostaw cebuli do Francji — powiedzialam, starajac sie wymowic to bardziej naturalnym, radosnym glosem.

Nie oczekujac takiej reakcji z mojej strony, pan Zbyszek nie mogl pojac, o czym mowie, i burknal niedwuznacznie: — Czyli zaplaci mi pani!?
— Nie zrozumial mnie pan, panie Zbyszku — powiedzialam. — Poniewaz potwierdzil pan, ze jest pan moim partnerem posrednikiem, musze pana poinformowac, ze cala cebula zgnila podczas transportu i ponioslam straty w zwiazku z ta transakcja.

Podzielimy wiec teraz wszystkie straty miedzy soba. Nie przyszloby mi do glowy niepokoic pana, ale skoro sam pan uznal sie za uczestnika tego kontraktu, kamien spadl mi z serca, jestem panu tak wdziecz... — nie zdazylam zakonczyc, gdy zrozumialam, ze moj rozmowca sie rozlaczyl...

Wydawaloby sie, ze to tylko jeden niewielki kontrakt, a ile moglby przyniesc klopotow i nerwow, gdyby nie pewne umiejetnosci prowadzenia interesow i doswiadczenie zyciowe.

Alla Polskaya
01-04-2016